„Dżiny”, Fatma Aydemir – RECENZJA

Dżiny to powieść migracyjna, która wychodzi poza schemat. Trafiamy do rodzinnego gabinetu luster, by słuchać opowieści pełnej skomplikowanych emocji i fabularnych twistów.

Fatma Aydemir kreśli w Dżinach wielowymiarowy obraz rodziny tureckich migrantów, którzy osiedlili się w Niemczech w latach siedemdziesiątych. Wydaje się, że jest to kolejna, typowa już, opowieść o trudach asymilacji i cierpieniu drugiego pokolenia przybyszów rozdartego między kulturowym spadkiem a zachodnim życiem. Ale szybko okazuje się, że autorka decyduje się na głębszą analizę rodzinnych więzi, które tworzą się w warunkach niepewności, lęku, nadziei i niewypowiedzianych żali. Udaje jej się pokazać, jak ciężko być razem, jak trudno rozmawiać i na sobie polegać, gdy traci się wspólny język. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni, gdy za słowami kryje się świat, którego nasze dzieci, rodzice lub otoczenie kompletnie nie rozumieją.

„Asymilacja, myślała Peri, jest pozbawiona historii, stanowi jej przeciwieństwo, jej koniec, wyniszczenie. Jest pustką w sercu, odczuwaną, gdy ktoś mówi o tęsknocie za domem; brakiem potrzeby zwracania uwagi innym, gdy niepoprawnie wymawiają twoje imię. A jeśli niepoprawna wcale nie jest wymowa, tylko samo imię?”

Bohaterowie Aydemir są bardzo różni, choćby z racji wieku i płci. Każdy z nich znój asymilacji przeżywa inaczej i dla każdego jest to ona czym innym. Ale co to robi z rodziną? Jak wygląda rodzinny portret obracany w blaskach i cieniach życia na obczyźnie?

Jak już gonić, lepiej złapać

Wszystko rozbija się o niespełnione marzenie. O cel, do którego główny bohater zmierzał przez całe życie, który był już tuż-tuż, a jednak wiecznie się oddalał, aż w końcu rozmył się dotknięty ledwie końcówkami palców. Zamiar był pozornie prosty – stworzyć swoim dzieciom dobre życie. Hüseyin właśnie kupił w Stambule mieszkanie, na które oszczędzał 30 lat, ciężko pracując w niemieckiej fabryce i w którym miał zamiar osiąść z rodziną, by w końcu zrealizować wizję napędzającą go przez całe życie – „pójść z bliskimi na spacer nad wodę, by kupić dzieciom czaj, by potrzymać córkę za rękę i powiedzieć, jak bardzo ją kochasz, by powiedzieć synom, że jesteś z nich dumny”.

W momencie, w którym poznajemy Hüseyina od razu się z nim żegnamy. To chyba czysta złośliwość dżina, że nasz bohater przeżył swój czas, nigdy nie poznając smaku owoców swojej ciężkiej pracy. Milczący, zmęczony, chłodny parł do przodu, by osiągnąć coś, co być może nawet miał nieopodal, ale nie umiał się do tego zbliżyć.

Z szablonem, ale bez sztampy

Powieść składa się z sześciu rozdziałów – po jednym dla każdego członka rodziny: rodziców i czwórki rodzeństwa. Fatma Aydemir buduje portrety złożone, objawiające się dopiero w relacjach. Nikt nie ma jednej twarzy. Każda więź jest odmienną sceną, na której gra się w życie. Wyłażą z ludzi różne cechy, resentymenty i emocjonalne potrzeby. Dlatego np. matka w oczach obydwu córek może jawić się zupełnie inaczej, tak jak każdy w rodzinie może znać się od innej strony (lub niewiele o sobie wiedzieć). W galaktyce pokrewieństwa spotykają się różne konstelacje, a poszczególne gwiazdy świecą inaczej, zależnie od tego, kto rzuca im spojrzenie.

Historia rodziny Hüseyina podporządkowana jest marzeniu o lepszym jutrze. Dzieci wiedzą, że rodzina trafiła do Europy, by żyć lepiej, by zarabiać. Ale nie mają pojęcia, że ich rodziców z Turcji wygnało coś jeszcze – strach. Nagle zza tureckiej przeszłości wychyla się kurdyjska, o której młodzi absolutnie nic nie wiedzą, a więc w ten cały taniec liminalnych tożsamości wkrada się jeszcze jedna, dodająca kolejny poziom wykluczenia, komplikująca to, co może proste nie było, ale przynajmniej wpisywało się w znany schemat. Młodzi nie znają języka, w którym kiedyś mówili ich rodzice ani emocji, które zawiodły ich rodzinę do Niemiec. Utracona wiedza o przeszłości stawia niewidzialny mur między pokoleniami — bo jak się rozumieć, gdy nie wie się o sobie takich rzeczy?

W Dżinach na czytelnika czekają fabularne twisty i niespodzianki. Autorce udają się świetnie zarządzać narracją, wznosić falę dramaturgii, optymalnie dawkować fakty i wprowadzać je w odpowiednich momentach. Dzięki temu rozgryzamy tę rodzinę znacznie dłużej, w zasadzie do końca książki. Nawet jeśli na samym początku wydaje się, że wiemy dokładnie, pod czyj dach trafiliśmy, dopiero odkrywanie poszczególnych tajemnic daje nam ogląd, który komplikuje sądy, jakie już w duchu poczyniliśmy. To takie rysowanie po kliszach – najpierw dostajemy zbiór stereotypowych obrazków, potem wypełniamy je szczegółami, układamy z nich coraz mniej szablonową mozaikę, aż w końcu wyskakujemy z kolein banału.

Życie z dżinami

Nad rodziną wisi dżin. Fatma Aydemir, zgodnie z turecką tradycją, więcej o nim milczy, niż mówi. Wiemy jednak, że tam jest, bo jego kategoryczny i wszechwiedzący ton słyszymy w pierwszym i ostatnim rozdziale książki, czyli tych, które oddają pole rodzicom – Hüseyinowi i Emine. „Obiecuję ci, że tu zostanę, w tym domu, w tym mieszkaniu, i będę strzec twojej rodziny, gdy tu przyjedzie, daję ci słowo” – mówi do Hüseyina. „Emine, to twój dom. Twoje miejsce na ziemi. […] wybaczenie to jedyna rzecz, która pomaga na samotność” – przypomina jego żonie. Ten pewny siebie głos zza światów słyszą tylko ci, którzy odbierają te zniuansowane kulturowo częstotliwości. Dzieci migrantów mogą czasami poczuć obecność niematerialnej istotny, ale ta przychodzi do nich już raczej ze świata bajek. Trudno powiedzieć, czy to źle, czy dobrze. Figura dżina jest skomplikowana, wymyka się rozumieniu, kojarzy z pechem i wystawia na lęki wytworzone przez własną wyobraźnię.

„Co to jest dżin? – pyta Ümit. Peri czuje, jak przechodzi ją zimny dreszcz. Jak każdego człowieka, który wychował się w muzułmańskim domu i słyszy to słowo. […] – Dżiny są wszystkim, co nam wydaje się dziwne, inne, nienaturalne.”

W rodzinnym gabinecie luster

Dżiny Fatmy Aydemir są powieścią o migracji, życiu rozciągającym się między tradycją a nowoczesnością, szukaniu własnej tożsamości, milczeniu na temat korzeni, ambicjach pchających spracowanych ludzi przez życie i lęku, z którym się przez nie uciekają. Autorka zgrabnie pisze o kobietach pragnących wyzwolić się z pęt opresyjnej kultury, ale również o mężczyznach, których te przecież ściskają z podobną mocą. Pokazuje, jak bolesne jest dziedziczenie cech, które zawsze uwierały nas w rodzicach oraz ile trudu zajmuje odnalezienie siebie w rodzinnym gabinecie luster. Przez tę kameralną opowieść prześwitują też promyki większej historii, a właściwie zasnuwają ją cienie, w których skąpana jest historia Kurdów, Turków, Niemców. Podobnie jak w życiu, często nie mówi się o nich otwarcie, tylko skubie się te wystające nitki, aż całość w końcu zaczyna się pruć…

Dżiny, Fatma Aydemir, wydawnictwo Cyranka 2023, przełożyła Zofia Sucharska
Wszystkie cytaty pochodzą z powyższego wydania.

Kalina Downarowicz, Krótka Półka

Brak komentarzy

Skomentuj