„Kajś”, Zbigniew Rokita – RECENZJA
„To wszystko jest bardziej skomplikowane”. Ten wniosek pojawia się na kartach książki wielokrotnie. Bo Górny Śląsk nie daje się łatwo zdefiniować. Trudno wyznaczyć ramy jego historycznego tła, ograniczyć go do konkretnego terytorium, nadać mu bezdyskusyjne cechy. Śląsk może być regionalną tożsamością lub narodowością. Spadkiem po przodkach lub życiowym wyborem. Mentalnie rozciąga się między Polską a Niemcami, kopalniami a zielonymi wioskami. Raz jest bliżej, raz dalej. Jest „kajś””, czyli gdzieś.
O pamięci i zapominaniu
„Kajś” to książka osobista, ale nie ekshibicjonistyczna. Doceniam tę równowagę, bo lubię poznawać autora z pozycji kumpla, a nie terapeuty. Przez 320 stron Rokita szuka Śląska — tego swojego i tego należącego do wszystkich. To taka nienachalna próba stworzenia definicji regionu i umiejscowienia go na mapach wartości i znaczeń bez tracenia z oczu jego fizyczności. Dzięki temu w „Kajś” czytamy o Śląsku historycznym, mitycznym, dawnym i współczesnym. Zaczynamy rozumieć, że za każdym razem może znaczyć co innego — zależy kogo spytać.
Opowieść ma duży zasięg. Przeczytamy w niej o schyłku monarchii i konstruowaniu narodowych narracji, będzie o pradziadkach z Wehrmachtu i migrowaniu do RFN. O poczuciu przynależności i trudno definiowalnej odrębności. O dymiących kominach, pięknych hałdach i małych podróżach koleją. Tematów jest tu wiele, chociaż autor zastrzega: „Nie piszę książki o Górnym Śląsku takim, jaki jest, kieruję reflektory na jedne wątki, ledwo zauważam inne, o pozostałych nie wspomnę”.
Poszukiwania Zbigniewa Rokity rozpoczynają się od pytań o jego własną śląskość. Stąd zwrot ku historii rodzinnej, której odkurzanie wymaga wysiłku i wydzierania strzępów ze szponów zapomnienia. Dlatego „Kajś” jest również książką o pamięci. Zarówno tej kultywowanej, jak i tej świadomie gaszonej. To wszystko uzmysławia, jak trudną historię ma Śląsk, jak polityczne wichry komplikowały ustosunkowanie się do niej, a później jej rozumienie.
To się czyta!
Dobrze się czyta Rokitę. Pisze w sposób zwarty, szczery, nieprzekombinowany. Kroi na krótkie rozdziały, wymyśla zabawne metafory. Umie przerzucić most między tym, co prywatne a tym, co dotyczy ogółu. Wyciąga wnioski, nie daje się zbałamucić dygresjom. Potrafi rozmawiać z ludźmi, dzięki czemu szyje dobry reportaż. „Kajś” to najlepsza książka o Górnym Śląsku, jaką czytałam. Żałuję, że nie ukazała się wcześniej, bo byłaby idealnym preludium do książek Twardocha i w ogóle świetnym wstępem do jakiejkolwiek rozmowy o Śląsku.
Rokita Zbigniew, Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku, Czarne 2020
Brak komentarzy