„Nomadland”, Jessica Bruder – RECENZJA

To nie jest kraj dla starych ludzi

Amerykański system emerytalny bywa tak patologiczny, że czasami lepiej zamienić tradycyjny dom na przyczepę i rozpocząć tułacze życie na czterech kółkach. Do takich wniosków coraz częściej dochodzą seniorzy z kraju nieograniczonych możliwości, jakim kiedyś zdawały się być Stany Zjednoczone.

Nikt nie wie, ilu Amerykanów zdecydowało się zostać zmotoryzowanymi wagabundami, ale jedno jest pewne: granicę ubóstwa przekracza dziś coraz więcej osób. Jesień życia przestaje być zatem sielanką w bujanym fotelu i staje się czasem ciężkiej pracy za najniższą krajową. Sprzątnie campingów, skanowanie produktów w centrach Amazona, praca przy zbiorach buraków cukrowych — na takie tymczasowe zajęcia może liczyć człowiek po sześćdziesiątce. Niestety, nawet najgorsza harówa nie pozwala żyć na poziomie, dlatego opłaca się wyeliminować najwyższy koszt życia, jakim jest mieszkanie. Pociągającą alternatywą staje się wtedy koczowniczy tryb życia prowadzony na wielkich parkingach Ameryki. Przyczepy, kampery, pikapy, busy — to one stają się przytulną przystanią dla ludzi, którzy starają się być sobie sterem i okrętem.

Zapomnijcie o american dream

Bycie nomadą oznacza upadek pewnego mitu. W USA silne było przekonanie, że pracą i wywiązywaniem się z umowy społecznej gwarantujemy sobie bezpieczeństwo. Etos pracy, sprawczości i wysiłku zaczął jednak brzmieć fałszywie. Trudno sobie wyobrazić, jak wielkim rozczarowaniem musiało okazać się praworządne i uczciwe życie dla ludzi, którzy płacili podatki, a potem wyczerpali swoje fundusze na emeryturę. Nomadland to jednak opowieść o osobach, które odnalazły w tułaczce jakiś rodzaj szczęścia. Zmieniły się ich cele i przyzwyczajenia, ale nie zniknęła moc wyrosła z działania, decydowania o sobie i aktywności. Niezależność to chyba ich ulubione słowo. Wolność drogi, nieobciążanie bliskich, znajomości z trasy — to wszystko ma w sobie wiele romantyzmu, który udaje się uchwycić autorce reportażu bez pogrążania się w naiwności.

Z nomadami

Bo Jessica Bruder dobrze wykonała swoje zadanie. Nie uległa magii narracji o wolności drogi i romantyzmie nomadów. Uszanowała ją i zrozumiała, ale potrafiła wyjrzeć poza jej ramy i dostrzec prozaiczne przyczyny towarzyszące podejmowaniu decyzji o koczowniczym trybie życie. Nie odebrała nomadom prawa do marzeń i wiary w ich wartości, jednocześnie kreśląc tło przyziemnych problemów i kłopotów osób, które wypadły z systemu. Na pewno pomógł jej w tym czas. Temat badała długo i wnikliwie, jeździła na zloty kamperów, podążała za bohaterami reportażu i utrzymywała z nimi kontakt. W pewnym momencie sama kupiła busa, którego przerobiła tak, by nadawał się do zamieszkania i którym przejechała 24 000 kilometrów. Nie jest to więc dziennikarstwo złożone z wywiadów, a raczej obserwacja: prowadzona z dystansu, a zarazem z bliska. Może i powinna być bardziej uporządkowana, może nawet bardziej soczysta i ekscytująca, ale i w tej formie spełnia swoje zadanie — nazywa i przybliża zjawisko, które staje się ważnym elementem panoramy Stanów Zjednoczonych.

„Nomadland”, Jessica Bruder, Wydawnictwo Czarne 2020, tłum. Martyna Tomczak

Brak komentarzy

Skomentuj