„Od dwóch tysięcy lat”, Mihail Sebastian – RECENZJA

Krążąca wokół antysemityzmu powieść w specyficznej formie. Trochę dziennik, trochę zapis myśli i rozmów rumuńskiego Żyda funkcjonującego głównie w akademickiej przestrzeni Bukaresztu wczesnych lat 30. XX wieku.

Na kartach „Od dwóch tysięcy lat” przechadzają się reprezentanci szerokiego wachlarza idei, których, oprócz relacji z naszym bohaterem-narratorem, łączy po prostu fakt, że mają wyraźne przekonania. Zaangażowani, stygmatyzujący, powierzchowni, mający zawsze swoje zdanie – niby przemyślane, ale często niesięgające potencjalnych konsekwencji. Jedną z takich postaci jest komunista Parlea, nazwany politycznym nihilistą, dziecinnym, ale szczerym w swojej pasji, który twierdzi, że nawoływanie do pogromów i nękanie Żydów jest bez znaczenia, bo przecież ma być tylko przyczynkiem do wywołania „ogólnej pożogi” i „trzęsienia ziemi”, które powinny ogarnąć cały kraj („Udławię się, jeśli nic tu się nie wydarzy. […] Interesuje mnie tylko jedna rzecz: jest susza, a ja potrzebuję deszczu”). Dla innego bicie żydowskich studentów w czasach uczelnianych to jedynie zabawa, którą może później wspominać z sentymentalnym rozrzewnieniem, a którą nawet nasz żydowski narrator nazywa „niemalże niewinną, sympatyczną”.

Ale przecież nie jest łatwo funkcjonować w środowisku, które przenikają uprzedzenia. U narratora można zaobserwować pewną ewolucję, zmianę podejścia do kwestii tożsamościowych. Może jest to dojrzewanie albo nieunikniona niemożność ucieczki przed nieustannym podsycaniem płomienia nienawiści przez otaczający go świat. Pokonuje on drogę od pogodzenia się z szykanami z czasów studenckich po duchowe zderzenie się z mocą antysemityzmu. O ile fizyczne ciosy nie mąciły jego spokoju, tak w końcu mściwe słowa porównuje do tykania zegara, który, niezauważony wcześniej, nagle drażni tak, że trzeba go schować do szafy i przykryć poduszką („To już nie zegar, to karabin”).

Im dalej, tym ciekawiej. Zwłaszcza ostatnia część książki jest bardzo wyrazista, zapadająca w pamięć i serce. Złowróżbna, kasandryczna, zasmucająca. Wiemy, że za 6-7 lat dojdzie do holokaustu, wiec każde słowo odbieramy dosadniej i odczytujemy z niego więcej.

Dlatego na bok można podczas lektury odłożyć kontekst rumuński powieści, razem z przytaczanym w niej rokiem 1923, kiedy to uchwalono konstytucję, dającą mniejszościom prawa obywatelskie, a wcale nieujarzmiającą wymierzonej w nie wrogości. Oczywiście „Od dwóch tysięcy lat” miała w czasie publikacji silny wydźwięk polityczny – przecież odnosiła się do bieżących wydarzeń, postaci i zjawisk – ale na koniec następuje w niej zwrot ku ponadczasowym wnioskom, które ów kontekst gaszą i z perspektywy czasu okazują się najistotniejsze.

Mam dwie ulubione rozmowy, w których widać to najwyraźniej: ze starym żydowskim bibliofilem i architektem antysemitą. W każdej z nich kryją się przejmujące fragmenty, kiedy uniwersalizm antysemityzmu jest dosadnie wyrażony, a do tego rozciągnięty przez wieki i narodowe granice. Pierwsza to dialog z księgarzem, który zwraca się tak do naszego bohatera: „Jakkolwiek mocno uda się panu zasymilować w ciągu stu lat, jeden dzień pogromu dziesięć razy mocniej wyrzuca pana z powrotem. A wtedy biedne getto jest gotowe i czeka, by przyjąć pana ponownie do siebie. […] Dwa tysiące lat poprzez płomienie, przez kataklizmy, przez wędrówki docierają do nas dzięki historii getta. To historia przeżyta w świetle lampy”. W drugim głos zabiera narrator: „Antysemici nie pojawili się po wojnie, byli też przed wojną, nie tylko w tym wieku, ale i w wieku poprzednim, jak i we wszystkich wiekach. […] Powody polityczne dzisiaj, powody ekonomiczne wczoraj, powody religijne przedwczoraj; jest ich zbyt wiele i są zbyt swoiste, by wyjaśnić fakt o tak powszechnym historycznym znaczeniu”.

W niemal ostatnich słowach książki znajdujemy krótkie wyznanie miłości do miejsca pochodzenia – miłości której nie może odebrać człowiekowi żadne prawo. Ta krótka wzmianka o skromnym miejscu nad Dunajem porusza, bo jakby uczłowiecza i uziemia te wszystkie wielkie prawdy i filozoficzne spostrzeżenia.

To nie była łatwa lektura, którą można czytać bez skupienia. Ale w tekście Mihaila Sebastiana ujawnia się taki dar kończenia rozdziałów, stawiania zgrabnych ostatnich zdań, poetyckich i prostych podsumowań, który czyni ją nad wyraz przyjemną.

„Od dwóch tysięcy lat”, Mihail Sebastian, Książkowe Klimaty 2020

Brak komentarzy

Skomentuj