„Zabić drozda. Powieść graficzna”, Fred Fordham, Harper Lee
„Zabić drozda” czytałam prawie 20 lat temu, więc chętnie sięgnęłam po komiks, by odświeżyć sobie tę historię. I co? Czułam się, jakbym czytała bryk dla uczniów, którzy unikają lektur.
Podstawowy problem to zaburzone proporcje. Komiks jest przeładowany słowem, chmurki dialogowe są wypchane po brzegi drobnymi literkami, teksty ciągną się na kilka linijek. Zatraca się przez to formuła komiksu, chwieją się fundamenty tego specyficznego medium. Ilustracje są ładne, lecz nie wnoszą emocji do dobrze znanej historii. Brakuje w nich napięcia, głębi i świeżości. Wszystko jest tu poprawne, miłe dla oka, schludne. Warstwa wizualna towarzyszy grzecznie tekstowi, nie wprowadza nowych drgań, a przecież mogłaby, bo mamy przed sobą opowieść pełną smutku, goryczy i zderzeń z ludzką podłością. Nie to, że rysunki mi się nie podobały – są tu przyjemne światłocienie rzucane przez dorodne drzewa i elegancko zgaszona kolorystyka w duchu Alabamy – po prostu chciałbym, żeby ilustracje były bardziej autonomiczne i niezależne od tekstu. Żeby niepokoiły, wciągały i emanowały złem, które dojrzewa w ciszy miasteczka Maycomb.
Być może to dziwne narzekać, że adaptacja jest zbyt wierna oryginałowi. Ale jeśli komiks ma tylko „przepisywać” słynną powieść, a nie przekładać ją na inny formalnie język, będzie tylko jej młodszą i prostszą wersją.
Brak komentarzy