„Calypso”, David Sedaris – RECENZJA

Nie byłam przygotowana na spotkanie z Davidem Sedarisem, dlatego „Calypso” kompletnie mnie zaskoczyło. Formą, otwartością, humorem i odwagą.

Bez tajemnic i wstydu

To bardzo szczera, wręcz ekshibicjonistyczna książka. Sedaris opowiada o sobie i swojej najbliższej rodzinie, nie szczędząc szczegółów i nie pomijając gorzkich faktów. Być może nie odsłania wszystkiego, ale na pewno sprawia takie wrażenie. Nie istnieje dla niego żadne tabu, a tematy uważane powszechnie za trudne, są przedmiotem jego sarkastycznych rozważań. Dlatego w „Calypso” już od pierwszych stron przekraczamy próg prywatności i wnikamy w świat rodziny – taki, który normalnie pozostaje ukryty przed obcymi.

Czasami czułam się, jakbym bezwstydnie podglądała czyjeś życie przez szparę w drzwiach, a czasami jakbym stała się słuchaczką wywodu kolegi po kilku kieliszkach, który jutro pożałuje, że zdradził mi zbyt wiele. Ale to jest chyba patent Sedarisa, którym zaskarbił sobie sympatię czytelników na całym świecie. Dzisiaj i tak rościmy sobie prawo do wiedzy o życiu osób publicznych i nadstawiamy ucha, gdy tylko zaczyna się mowa o detalach, zwłaszcza pikantnych i kontrowersyjnych.

Na łonie prawdziwej rodziny

A takich tu nie brakuje. Sedaris nie ma oporów, by opisać trudne relacje z ojcem, samobójstwo siostry, alkoholizm matki. Wskazuje przy tym na popełniane przez siebie błędy, własne przeoczenia i przemilczenia, na które świadomie się decydował, kiedy być może powinien był działać. Nie jest to jednak opowieść, która ma nas przygnieść boleścią życia. Przeciwnie! To pełna sarkazmu narracja – okraszona humorem i zbudowana z dystansem. Jej forma sprawia, że, po pierwsze, czytamy ją bez popadania w melancholię, po drugie, czujemy, że jest prawdziwa, autentyczna i niewyidealizowana. A to, co mogłoby się wydawać defektami czy wadami, staje się po prostu budulcem, z którego składają się tak naprawdę wszystkie rodziny. Bo nieidealne zachowania, problemy i skazy nie wykluczają bliskości i więzi, na której opierają się ludzkie relacje.

Stand-up

Z humorem Sedarisa można mieć jednak kłopot. Co kilka, kilkanaście stron wybuchałam śmiechem albo prychałam rozbawiona, ale czasami było mi ciężko przełknąć dziwaczne żarciki i pomysły autora. Pełna ironii krytyka amerykańskiego społeczeństwa, drwina z własnego przywiązania do krokomierza, frustracja wywołana natarczywym up-sellingiem rozkładały mnie na łopatki i naprawdę śmiałam się do rozpuku. Ale już wynurzenia na temat karmienia gadów usuniętym chirurgicznie guzem zaliczam do dość makabrycznych opisów, które czytałam, mrużąc oczy (jakby mogło to w jakiś sposób pomóc).

No cóż. Autor ewidentnie nie stara się nam przypodobać i wie, że może sobie pozwolić na wiele. Doświadczony stand-uper, zabawiacz tłumów i popularny komik bazuje bezwstydnie na bezpośrednim i surowym żarcie. W literaturze nie jest to aż tak częste, co czyni „Calypso” stosunkowo oryginalną książką, którą trudno z czymś porównać. Jeśli macie odwagę wejść w świat bezpardonowych dziwactw i pokręconych wynurzeń, sięgnijcie po Sedarisa. Ja jeszcze nie jestem pewna, czy chcę się z nim lepiej zapoznać – „Calypso” na razie mi wystarczy.

David Sedaris, Calypso, Wydawnictwo Filtry 2020, tłumaczenie: Piotr Tarczyński

Przeczytaj również:

Brak komentarzy

Skomentuj