„Świetlista republika”, Andrés Barba – RECENZJA

Wymyślona prawda

Barba stworzył fałszywy reportaż, drobiazgową relację z wydarzeń, które osadził w nieistniejącym mieście sąsiadującym z dżunglą. Realizm wzmocnił fikcyjnymi cytatami, fragmentami prac badawczych, urywkami programów tv, opiniami komentatorów, migawkami z filmów dokumentalnych, opisami reakcji władz i analizą prowadzonej przez nie polityki samorządowej. Zabieg ten urzeczywistnia fabułę i wpływa na jej odbiór przez czytelnika. Zamiast dać się ponieść historii, cały czas oceniamy ją z perspektywy moralności i mierzymy się z etycznymi dylematami. Momentami osłabia to dynamikę książki, ale za to otwiera pole do rozległego ukazania poruszanej problematyki i roztrząsania jej na wielu poziomach.

Fabuła jest niepokojąca. Na ulicach 200 tysięcznego San Cristóbal pojawiają się grupki bezdomnych dzieci. Początkowo nie wydają się niczym dziwnym. Gdy jednak zaczynają napadać na przechodniów, a w końcu mordują przypadkowe osoby w supermarkecie, miasto ulega panice i próbuje opanować sytuację – umysłem i działaniem. Historię poznajemy po upływie 22 lat. Opowiada ją mężczyzna, który był wtedy w centrum wydarzeń i miał na nie wpływ jako urzędnik ratusza, w którym zapadały ważkie decyzje. Dzisiaj wraca do nich z dystansem, ale i dużym zaangażowaniem, które dowodzi, jak bardzo wpłynęły na jego życie oraz na społeczność, która musiała się z nimi zmierzyć.

Demony w dusznym mieście

Dzieciom przypisuje się przeróżne cechy i intencje. Bezustannie określa się je jako tajemnicze, podejrzane i dziwne. Mówią niezrozumiałym językiem, nie dają się nijak zakwalifikować. Jest ich właściwie garstka, ale rzucają cień na całe miasto. Spirala podszytych lękiem reakcji otoczenia powoli się nakręca. Pojawia się potrzeba znalezienia odpowiedzi na ich obecność, zrobienia z nią czegoś, rozwiązania problemu.

„Trzydziestka dwójka była niemożliwą do zapełnienia pustką, pozwalającą na projekcję wszystkiego, co fascynujące, i wszystkiego, co napawa strachem, była doskonałym ekranem”.

Znamy to. Inność, której towarzyszy nasza niepewność bywa źródłem ciekawości prowadzącej do snucia wyobrażeń i przypisywania cech, zachowań, intencji. Przybycie spoza kręgu, nieuczestniczenie w życiu na zasadach naszej grupy wywołuje reakcję. Dzieci z czasem stają się dla otoczenia coraz większym problemem („Były czarnymi owcami, plamą zgnilizny, od której psuje się owoc”).

Poddanie miasta surowej krytyce jest jednak trudne, ponieważ „dzieci dżungli”, jak zaczyna się je określać, faktycznie są nieobliczalne i sięgają po przemoc. Trudno, żeby ludzie byli na nią ślepi i aprobowali jej obecność. Nie możemy ich po prostu oskarżyć i winić za strach i niepewność.

Chaos i anarchia

Każda republika oznacza zasady. Wiąże się z władzą oddaną ustalonym organom. Ogranicza, chociaż często jest to niewidzialna bariera, którą automatycznie się akceptuje. U dzieci jest inaczej. Zapisy z miejskiego monitoringu dowodzą, że nie ma wśród nich przywódców. Decyzje zapadają spontanicznie i kolektywnie, bardziej wyłaniają się, niż krystalizują w wyniku wymiany poglądów. Świetlista republika młodej bandy kojarzy się raczej z anarchiczną wolnością, niż państwem jakichkolwiek zasad. I chyba to budzi największe obawy mieszkańców San Cristóbal, wprawia ich w konsternację i utrudnia skonstruowanie społecznej odpowiedzi na pojawienie się nieznanego.

Bo sytuację dzieci poznajemy z każdej możliwej strony, lecz ciągle nic o nich nie wiemy. Okopujemy się w świecie hipotez, własnych lęków i podejrzeń. Próby wytłumaczenia zjawiska nie zbliżają nas jednak do niego. Świat dzieci pozostaje poza naszą jurysdykcją.

Złudzenie niewinności

Świetlista republika to intrygująca refleksja nad dzieciństwem. Mocne zderzenie oczekiwań wobec dziecka z jego złożoną naturą. Tym samym chwila namysłu nad niewinnością. Czym ona jest? Czy w ogóle jest? Barba każe nam się nad tym nieustannie zastanawiać, świadomie wprowadzając w te rozmyślania niepokój. „Pojęcie dzieciństwa zostało nieodwracalnie zwichrowane” – rzuca w pewnym momencie narrator. Dzieje się tak również dlatego, że sytuacja w mieście zaczyna oddziaływać na zwykłe dzieci, rodząc strach w ich rodzicach. Nagle zaczynają na nie inaczej patrzeć, bojąc się, że znajdą skazę w ich czystej dotychczas dziecinności.

Opowieść mówi nam tym samym wiele o dorosłych. O stereotypie sielankowej młodości i wizerunku dzieci, który jest mocno osadzony w głowach ich matek i ojców. W szerszym wymiarze: o społeczności, miejskim organizmie i jego funkcjach. Przyglądamy się jak (nie) radzi on sobie z niezrozumiałym zagrożeniem, za to rodzi lawinę histerycznych reakcji. Ciarki na plecach gwarantowane.

Andrés Barba, Świetlista republika, Wydawnictwo Filtry 2020, tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Książka na stronie wydawcy.

Przeczytaj również:

Brak komentarzy

Skomentuj