„Dreamland. Epidemia opiatów w USA”, Sam Quinones – RECENZJA

Ciekawy temat i słaby reportaż. Może i autor poświęcił wiele czasu na zgłębienie opiatowej plagi w USA, ale efekty tych poszukiwań zaprezentował wyjątkowo nieudolnie.

W książce przewijają się dwa wątki: handlu czarną smołą, czyli tanią i mocną heroiną z Meksyku oraz zażywania OxyContinu, silnego leku przeciwbólowego wydawanego na receptę. Jedno i drugie stało się plagą wśród białej klasy średniej i zmieniło oblicze niedużych miast z tzw. pasa rdzy. Osoby, które zaczęły zażywać pozornie bezpieczne leki, kończyły uzależnione i szukały dla nich tańszych zamienników – heroiny. Specjaliści długo nie chcieli dostrzec problemu i bronili środków reklamowanych przez koncerny farmaceutyczne, doprowadzając do spustoszenia w organizmach pacjentów, którzy szukali tylko środka na przewlekły ból kolan. I chociaż dzisiaj dostrzega się korelację między specyfikami na receptę a silnym uzależnieniem, nie tak łatwo powstrzymać to zjawisko.

Quinones zdaje nam skrupulatną relację z opiatowego amoku, który rozpełzł się po kolejnych stanach. A dlaczego robi to nieudolnie? Bo pisane przez lata reportaże chce na siłę upchnąć w jednej książce. Książce, która ma przez to ponad 500 stron pełnych powtórzeń, powielanych w kółko porównań czy wręcz przeklejonych fragmentów. Autor plagiatuje sam siebie z namiętnością literackiego onanisty. Męczy czytelnika tymi samymi zwrotami, historiami i spostrzeżeniami, mając go za istotę z pamięcią rybki akwariowej. W lekturę wkrada się przez to męcząca nuda, książką zwalnia, rozsypuje się, a wątki słabo się łączą. Tekst zredagowany w ten sposób traci płynność, co odbija się na merytorycznej wartości samego wywodu. Brakuje spoiwa, pointy i dyscypliny w budowaniu narracji. Szkoda.

„Dreamland. Epidemia opiatów w USA”, Sam Quinones, Wydawnictwo Czarne

Brak komentarzy

Skomentuj