„Matka wszystkich pytań”, Rebecca Solnit

Trafia do mnie styl Solnit, która nie rezygnuje z sarkazmu, ironii i humoru. Czytam o bardzo poważnych sprawach, a jednak parskam śmiechem i mruczę pod nosem to swoje „hehehe”. Charyzma autorki wzmacnia jej przekaz, nadaje siłę słowom i zaraża chęcią do bezkompromisowej walki o prawa kobiet.

To jest bardzo amerykańska książka. Napisana lekko mimo ciężaru tematu, aktualna, zadziorna, osobista. I oczywiście skoncentrowana na realiach Stanów Zjednoczonych. Mnóstwo w niej przykładów z ostatnich lat, krótkich analiz głośnych skandali, przypomnień o hashtagach i innych medialnych zjawiskach. Jest więc to lektura na teraz. Odkładanie jej na daleką przyszłość nie ma sensu, bo przykłady Solnit będą już tymi z samego dołu sterty dowodów na haniebną dyskryminację, jakiej doświadczają kobiety. Przykryją je inne zdarzenia, dowody mizoginicznej agresji, ale i godnej podziwu odwagi kobiet, które przełamują tabu, zabierając głos w walce o swoje prawa. 

“Matka wszystkich pytań” to książka o milczeniu, które chroni przemoc. Albo o głosach, które uczą innych, że należy krzyczeć. Eseje płyną nieokiełznane, rozlewają się poza koryto głównej myśli i niosą ze sobą wszystko, co do niego wpadło. Momentami dzielą się na dygresyjne strużki, ale nadal zasila je ten sam żywioł. W ten sposób płyniemy od rzeczowego zestawiania rodzajów milczenia do zabarwionej inteligentnym humorem analizy literatury. A tego nigdy dość, bo męska dominacja na jej polu ciągle należy do powszechnie nieuświadomionych, chociaż kobiety pióra robią wiele, by to zmienić.

Wytyka więc Solnit Kerouacowi Meksykankę porzuconą „W drodze”, rozprawia się z Bukowskim, Millerem i, co szczególnie mi się podoba, nie odpuszcza pijanemu swą męskością Hemingwayowi. Ostatnio mizoginom-literatom dostało się również od Olgi Tokarczuk, która w „Empuzjonie” włożyła ich słowa w usta swoich bohaterów. No cóż. Na 31 przyznanych nagród literackich Nike tylko 5 zdobyły kobiety, co, o ironio!, jest i tak lepszym wynikiem niż się spodziewałam. A skoro już wylądowałam na naszym podwórku, skorzystam z okazji i polecę Wam „Heksy” Agnieszki Szpili, które były jedną z lepszych polskich powieści, jakie czytałam w ostatnim czasie. 

Mam nadzieję, że niedługo nie trzeba będzie układać list hańby, bo kobiety nie przestaną sięgać po to, czego zbyt długo im odmawiano. Chciałabym też, żeby chociaż jedna feministyczna książka była szkolną lekturą, bo zgadzam się z Rebeką Solnit, że młodzi ludzie mają najwięcej siły sprawczej i to oni popychają świat ku zmianom. Nie wiem, czy wybrałabym akurat „Matkę wszystkich pytań”, ale przecież każda książka o prawach kobiet jest książką o walce z milczeniem.

Rebecca Solnit, Matka wszystkich pytań, Karakter 2021, tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska

Brak komentarzy

Skomentuj