Topeka Ben Lerner

„Topeka”, Ben Lerner – RECENZJA

To typ książki, która szybko ulatuje. Czytasz, zamykasz i zapominasz. Treść paruje błyskawicznie i niewiele po sobie zostawia.

Rozumiem, dlaczego opowieść o klasie średniej porwała Amerykanów. Lerner gładko pisze o dojrzewaniu i wymogach czasów, w których się żyje. W „Topece” przyjmuje dwie perspektywy: rodziców i nastoletniego syna. Małżeństwo terapeutów podporządkowuje swoje życie teoriom psychoanalizy i wychowuje swoje dziecko zgodnie ze specjalistyczną wiedzą. A młody Adam ma oczywiście swoje problemy. Z ambicjami, presją sukcesu, dziewczynami. W tle majaczy Ameryka, która łyka pigułki na uspokojenie, a żyjący w niej małolaci przebrani za dorosłych dyskutują o globalnej polityce, choć kiepsko funkcjonują w grupie rówieśniczej. Przechodzimy tu od czasów wolnej miłości, przez wczesne lata 90. do współczesności widzianej z perspektywy dorosłego już chłopaka. Domyka się amerykańskie story, przesypuje się piasek w klepsydrze, zatoczony zostaje krąg.

Oczywiście można z tego zrobić dobrą obyczajówkę, ale „Topeka” jest miałka. Poprawna, przegadana i bezbarwna. Co z tego, że scenografia jest intrygująca, jeśli sama historia nie wciąga, bo właściwie nic się w niej nie dzieje. Zaczynam mieć alergię na okładkowe ochy i achy. „Porywająca, niesamowita i błyskotliwa” często okazuje się po prostu TAKA SOBIE.

Topeka

Lerner Ben, Topeka, Wydawnictwo Literackie 2021, tłum. Robert Sudół

Przeczytaj również:

Brak komentarzy

Skomentuj