„Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu”, Anne Applebaum – RECENZJA

Anne Applebaum nie trzeba nikomu przedstawiać. W Polsce znana jako żona Radosława Sikorskiego, na świecie zyskała rozgłos za sprawą swojej pracy dziennikarskiej i publicystycznej oraz przyznanej w 2004 nagrodzie Pulizera. Jej specjalnością jest historia i polityka, szczególnie kwestie związane z Europą Wschodnią, komunizmem i przemianami po jego upadku. Jej najnowsza książka, „Zmierzch demokracji” to oparta na dużej znajomości przeszłości i międzynarodowych realiów próba zmierzenia się z tym, co tu i teraz.

Radykalizacja poglądów

Żyjemy w dziwnych czasach. A może nie dziwnych, ale dla wielu obserwatorów zaskakujących. Na przestrzeni ostatnich lat świat podążył w stronę przeciwną, niż wielu przepowiadało. W dobie wolności, dobrobytu i cywilizacyjnego rozwoju popularność zaczęły zyskiwać ruchy antydemokratyczne oparte na lękach, nawoływaniach populistów i ich autorytarnych dążeniach. Badaczka próbuje w swoim eseju określić przyczyny tego niebezpiecznego nurtu i osadzić go w szerszym kontekście. Nie twierdzi przy tym, że wszystkie opisane procesy są charakterystyczne tylko dla XXI wieku. Już na wstępie książki odwołuje się do starożytności (przypomina, że Platon „wyrażał przypuszczenie, że demokracja może stać się punktem wyjścia do tyranii”), a potem do lat 30-tych XX wieku, kiedy to wzmogła się nagonka na Żydów i kiedy przyjaciele odwracali się do siebie plecami (przytacza tu dzieła rumuńskiego pisarza, Mihaila Sebastiana).

Applebaum koncentruje się na własnym otoczeniu i pokazuje, jakim przemianom uległy konkretne osoby deklarujące się jako centroprawica. Ludzie, którzy w wielu przypadkach należeli do kręgu jej znajomych i którzy podzielali dawniej wiele jej poglądów. W swojej książce bada, jak radykalizował się ich punkt widzenia i jak wpływał on na politykę i jej odbiór w poszczególnych miejscach. Szalenie istotne okazuje się tu przytoczenie koncepcji Juliena Bendy, francuskiego pisarza, który w „Zdradzie klerków” opisał osoby, które zatraciły się w ideologiach (obojętnie czy z prawej, czy z lewej strony). Są to intelektualiści, pisarze, prawnicy, komentatorzy życia publicznego i szeroko pojęte autorytety, które wzmacniają siłą swego oddziaływania pozycję polityków. To właśnie pojęcie klerków pozwala Applebaum wyjaśniać rolę swoich byłych znajomych i zrozumieć ich poczynania.

Wspólny mianownik autorytaryzmu

Dziennikarka szuka wspólnych cech u przywódców Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych za każdym razem przyglądając się im z dużym znawstwem ich zaplecza politycznego i realiów rządzących danym krajem. Koncentruje się na poszczególnych przypadkach, ale i formułuje bardziej ogólne wnioski.

Wśród najważniejszych wyznaczników obecnego trendu Applebaum wymienia sprzeciw wobec imigracji, konserwatywne spojrzenie na świat, rosnące znaczenie religijnego dyskursu, negatywne nastawienie do Unii Europejskiej lub instytucji międzynarodowych. Przekaz oparty na tych samych emocjach i obawach znajduje zarówno w Środkowej Europie, w brexitowych założeniach czy narracji Donalda Trumpa.

W „Zmierzchu demokracji” badaczka powołuje się na koncepcję Karen Stenner, ekonomistki, która ukuła pojęcie „predyspozycji autorytarnej”, która to preferuje porządek, a odrzuca złożoność świata. Zestawiając ją z rewolucją komunikacyjną, Applebaum dochodzi do wniosku, że szum medialny i wielogłos świata jest dla niektórych źródłem poznawczego dyskomfortu, który pcha ich w stronę jednolitych i konserwatywnych teorii. Ważna wydaje jej się rola środków masowego przekazu, zwłaszcza internetu, który zaczął zamykać ludzi w bańkach określonych filozofii, czy wręcz ideologii:

„Ludzie zawsze mieli różne poglądy. Teraz mają jednak różne fakty”.

W tym miejscu przypomina mi się książka „My, naród”, w której Jill Lepore fantastycznie analizuje rolę różnych mediów w kształtowaniu się demokracji, ale także w kreowaniu wizerunku poszczególnych przywódców Stanów Zjednoczonych i całego amerykańskiego społeczeństwa.

Innym ważnym pojęciem, z którego czerpie Applebaum jest koncepcja „nostalgii restoratywnej” Swietłany Boym. Jej przedstawiciele, odwołując się do przeszłości, tworzą mity, upraszczają historię, przywołują wielkości swoich narodów i traktują obcych, jako największe zagrożenie. Ta teoria tłumaczy płytkie podłoże strachu przed imigracją, który idealnie wpisuje się w retorykę współczesnych demagogów.

Co dalej?

Na końcu książki autorka zamiast hipotez stawia kilka otwartych pytań. Zabrakło mi dlatego wniosków podsumowujących cały wywód i określenia dalszych kierunków możliwego rozwoju świata. Z drugiej strony byłyby one wieszczeniem z fusów, które mogłoby prowadzić do formułowania szybko dezaktualizujących się twierdzeń. Applebaum dostrzega zarówno szanse, jak i zagrożenia. Nie ustawia się w roli optymistki ani pesymistki. Zdaje sobie sprawę, że podziały między ludźmi mogą się pogłębiać a władza autorytatywna umacniać, ale widzi też szansę w pandemii, która może być bodźcem do ponadnarodowej solidarności. W to drugie dzisiaj już ciężko uwierzyć, co zresztą pokazuje, jak szybko zmieniają się warunki, w których kształtują się nasze przemyślenia.

Na ostatnich stronach „Zmierzchu demokracji” Applebaum nawiązuje do Ignazio Silone, włoskiego działacza z lat 50-tych i pisze:

„Nie ma ostatecznego rozwiązania, teorii, która tłumaczyłaby wszystko. Nie ma planu, jak zbudować lepsze społeczeństwo, nie ma pouczającej ideologii, jakiegoś wzorca. Możemy tylko staranniej wybierać sojuszników i przyjaciół, bowiem tylko z nimi, działając wspólnie, można uniknąć pokus, jakie najróżniejsze autorytaryzmy oferują raz po raz”.

Może i jest to sposób na wygaszenie walki między dominującymi dzisiaj skrajnościami i zasypanie coraz głębszych i groźniejszych podziałów. A może jest to tylko płonna nadzieja i naiwność, która wcale niczego nie zmieni. Czas pokaże, a Anne Applebaum pewnie napisze o tym książkę.

Anne Applebaum, Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu, Wydawnictwo Agora 2020, tłumaczenie: Piotr Tarczyński

Przeczytaj również:

Brak komentarzy

Skomentuj